Szczodraki i szczodracarze
Jako dziecko czekałam wraz z siostrami na Święto Trzech Króli, bo mamusia z tej okazji piekła szczodraki. Szczodraki pieczono raz w roku, to był rodzaj pieczywa obrzędowego. Przeważnie trzymano je dla kolędników nazywanych szczodracarzami. Szczodracarze zbierali te smakołyki do lnianych worków. Gospodynie obdarowywały ich nimi w podziękowaniu za życzenia i wyśpiewane kolędy. Szczodraki świadczyły o szczodrości gospodarzy, wróżyły szczęście i zdrowie. Przybierały różny kształt, który podobno nawiązywał do czasów przedchrześcijańskich, kiedy składano ofiary bóstwom. Czasem były w kształcie zwierzątek lub ptaków, najczęściej jednak były to zwykle rogale lub bułeczki. W naszym domu szczodraki miały formę rogala o dosyć dużych rozmiarach,… a może to była raczej forma podkowy? Niektórzy szczodraków nie nadziewali niczym. Mamusia nadziewała je suszonymi śliwkami i piekła z najlepszej mąki. Mąkę przynosiła z komory wcześnie rano, żeby się ogrzała, tak samo było z jajkami, chociaż o tej porze roku, kury rzadko się nosiły, to jajek wiele nie było. Później rozczyniała drożdże, które pachniały w całym domu. Śliwki mieliśmy własne, rosły za stodołą. Jesienią przetwarzaliśmy je na wszystkie możliwe sposoby. Dlatego w zimie mieliśmy, oprócz śliwek suszonych, powidła i kompoty. Jako dziecko słyszałam, że szczodraki chowano za belką, żeby dzieci ich nie zjadły, bo byłby wstyd, gdyby nie było co dać kolędnikom. W Święto Trzech Króli kolędowali głównie dorośli mężczyźni przebrani za królów. Przeważnie składali życzenia i śpiewali kolędy, ale zdarzało się, że przedstawiali też jakąś scenkę. Starsza siostra opowiedziała mi, że w jednym roku pod okno zajechali trzej królowie na koniach. Byli ubrani w królewskie szaty i nie schodząc z koni śpiewali kolędy. Podobno przyjechali aż z Sulowa, to miejscowość oddalona od naszego domu ok 9 km. Bywało, że miejscowi kolędnicy po skończonej kolędzie, przychodzili do naszego domu, bo tatuś pięknie spiewał i potrafił grać na fujarce. Wysypywali szczodraki z worka, dzielili się nimi lub je zjadali, potem śpiewali i tańczyli, przy dźwiękach fujarki. W późniejszym czasie kolędowano głównie rodzinnie. Odwiedzali nas: wujkowie, ciocie i kuzyni, którzy tworzyli rodzinną kapelę. Wspólnie śpiewaliśmy kolędy przy dźwiękach skrzypiec, akordeonu i bębenka. A teraz…wszystko jest inaczej. Nie wrócą już niektóre zwyczaje. Upiekę przynajmniej szczodraki, by podtrzymać tradycję.
Zofia Dąbrowska