||||||

Co dawniej jedliśmy w dzień Wigilii?

                              Tak się rozkręciłam z przygotowaniami do świąt, że nalepiłam już uszek, pierogów, zagniotłam kluski do maku, a zakwas na barszcz mam już od listopada. Jestem zaopatrzona w bakalie, mak, olej lniany, susz, który w tym roku sama przygotowałam i mam już też ryby. Właściwie mogłabym urządzić wieczerzę wigilijną w każdej chwili. A  przecież jest jeszcze tydzień do świąt. Jestem tradycjonalistką i staram się rodzinne tradycje świąteczne przekazywać swoim dzieciom. Często wracam myślami do dawnych czasów,  przypominam sobie jak to było z przygotowaniami, co jedliśmy, zastanawiam się za czym tęsknię najbardziej.

                              Za czasów mojego dzieciństwa tak nie było, jak dziś. Wszystkie potrawy przygotowywane były w dniu Wigilii. Jedynie olej lniany był wcześniej ,,bity”, bo jedliśmy go przez cały Adwent, z cebulą, z kartoflami, maczaliśmy w nim chleb.  Wieczorem przed dniem Wigilii, trzeba było fasolę i groch namoczyć w wodzie, ale to tyle wcześniejszych przygotowań. W dzień Wigilii mamusia wstawała bardzo wcześnie i krzątała się po domu, rozpoczynała gotowanie. Budził nas zapach kapusty, bo kapusta gotowała się od rana, długo i powoli. Pod koniec gotowania dodawała fasolę, którą najpierw gotowała oddzielnie i parę grzybków na zapach. Następnie nastawiała kaszę jaglaną z grochem, do kaszy dodawała mały, okrągły groch. Zarówno do kapusty, jak i do kaszy dodawaliśmy olej lniany, ale dopiero każdy na swoim talerzu, według uznania. W dalszej kolejności ,,zaczyniała” na tzw. ,,pąki”, to takie współczesne racuszki. Tyle, że ten smak jest nie do podrobienia. Były przygotowywane z mąki, drożdży i wody. Smażone na oleju i grubo posypywane cukrem. Podawano je jako deser, na koniec kolacji. Ale najsmaczniejsze były na drugi dzień, kiedy rozpuścił się na nich cukier, o ile zostały jeszcze z wieczerzy. Ponieważ w Wigilię obowiązywał ścisły post, to aż do kolacji nic nie jedliśmy i moment pieczenia ,,pąków”, dla nas dzieci, był bardzo trudny do zniesienia. Oprócz tych potraw na stół podawane jeszcze były ziemniaki ,,w mundurkach” i kluski, własnoręcznie robione, z makiem. A mak był z własnego pola, ucierany w donicy, z dodatkiem miodu i orzechów. O rybie to nawet nikt nie myślał, nie podawano ryb, bo nie było takiej tradycji. Inna sprawa, że nie było możliwości jej kupienia. Jedyną rybą jaka pojawiała się na stole wigilijnym to był śledź, który można było kupić prosto z beczki, zasolony, taki jeszcze z głową i ikrą. Trzeba go było moczyć ze dwa dni, zanim nadawał się do zjedzenia. Najczęściej przyprawiano go w prosty sposób, octem lub olejem z dodatkiem cebuli. Na stole nie mogło zabraknąć ,,swojskiego” chleba i oczywiście kompotu z własnego suszu. Zasada była taka, że w Wigilię na stole   musiały  znaleźć się produkty pochodzące z pola, z ogrodu i z lasu. W moim domu do przygotowania potraw wigilijnych nie używano nabiału, pod żadną postacią. Gospodynie starały się jak najwięcej potraw przygotować, bo wiadomo…jaka Wigilia – taki cały rok. U nas przygotowywaliśmy nieparzystą ilość dań, ile…różnie to bywało. Zależało to od wielu czynników. W każdym razie,  nikt od stołu głodny nie wstawał. Każdy domownik miał własne sztućce i talerzyki, ale wiem, że w innych rodzinach jedzono z  jednej miski. Tradycyjnie pozostawialiśmy  wolne miejsce przy stole dla wędrowca i zdarzało nam się nieraz kogoś ugościć. Po kolacji, razem z kolorowym opłatkiem, resztki ze stołu tatuś zanosił dla konia i krów.

                      Kiedy zaczęłam pisać ten tekst, dopytywałam starszych sióstr, jak one pamiętają czas Adwentu i Wigilii, jedna z nich powiedziała mi, żebym o tym nie pisała, bo nikt mi nie uwierzy, że taka była kiedyś bieda. Chcecie wierzcie lub nie wierzcie, zapewniam jednak, że w Wigilię wszystkie potrawy, nawet te najprostsze, smakowały szczególnie dobrze i że w ten wyjątkowy, jedyny taki dzień w roku, działy się rzeczy niezwykłe, ale to już temat na inną opowieść.

                                                                                                                 Zofia Dąbrowska

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *